Content

piątek, 1 maja 2015

Krem warzywny z ciecierzycą i orzechami, czyli jak przemycić dziecku wartości odżywcze.

Kiedy pewnego dnia postanawiam odżywiać się zdrowo, tak prawdziwie zdrowo, musiałam zmienić co nieco w mojej kuchni. Zmodyfikować niektóre przepisy, opracować nowe, zapoznać się ze sposobem przyrządzania warzyw i kasz, których wcześniej nigdy nie używałam.
Jednak było to dla mnie całkowicie naturalne i bardzo przyjemne, a nowe smaki przyjęłam z ogromną radością. Zawsze uwielbiałam warzywa, kasze, orzechy a poznanie nowych było bardzo ekscytujące.
Niestety już z dziećmi takie rewolucje nie są takie proste. Trzeba wiele cierpliwości, wytrwałości i pomysłowości, aby zaakceptowały zmiany, jakie pojawiły się w domowej kuchni.
Mój syn na szczęście do owych zmian był bardzo przychylny. Na naszą korzyść zapewne zadziałał fakt, że zawsze żywiliśmy się zdrowo, tzn. zdrowo według panujących obecnie przekonań, bo z dzisiejszego puntu widzenia wiem, że to "zdrowo", które jest tak wałkowane w środkach masowego przekazu, dietach itp. wcale nie jest zdrowe. Ale o tym przy innej okazji.
Reasumując syn nie jadł nigdy parówek, tłustych mięs, serków topionych, kolorowych jogurtów(choć kiedyś kupowałam mu pewne jogurciki dla dzieci w przekonaniu, że są dla niego dobre, tak przecież mówiła reklama...jak bardzo byłam wtedy niemądra), smakowych płatków do mleka, wszelakich kolorowych napojów gazowanych i niegazowanych, chrupek, chipsów, smakowych orzeszków, cukierków, lizaków, lodów, żelek, pianek i innych wynalazków, jakie producenci podsuwają nam każdego dnia. Takich rzeczy u nas w domu nigdy nie było, bo jakoś intuicyjnie uważałam, że coś jest z takim jedzeniem nie tak. Moje dziecko na szczęście nigdy nie chciało też ich spróbować, choć nie raz był nimi częstowany w różnych domach. Nasze grzeszki były relatywnie niewielkie, np. biszkopty, krem czekoladowy, gorzka czekolada czy paluszki, czyli jak już teraz wiem mniejsze zło.
W domu, w którym jest dziecko, zmiany w kuchni będzie tym prościej wprowadzić, im dziecko jest bardziej otwarte na kulinarne nowości lub jeśli wcześniej miało wpajane zdrowe nawyki żywieniowe. Choć to "zdrowe" wcześniej nie było do końca takie, jak przy "prawdziwie zdrowym", to jednak takie dziecko jadało lepiej niż koledzy, w których domach temat "zdrowe" w ogóle nigdy nie był poruszany.
Nie wszystkie moje potrawy przypadły synowi go gustu, a na pewno nie od razu. Choćby gotowana ciecierzyca. Ja mogę jeść ją samą i ją wprost uwielbiam. Jednak syn jak dotąd obchodzi ją z daleka. Choć raz już prawie sam po nią sięgną, gdyż z daleka wyglądała jak kukurydza, a tą bardzo lubi. 
Jestem raczej ostrożna w używaniu mięsa w kuchni, sama jem tylko drób i to bardzo rzadko. Podaje je najwyżej 3-cztery razy w tygodniu, nie siedem jak jest przyjęte w wielu domach. Uważam, że za duża ilość mięsa nie działa dobrze na nasze zdrowie a człowiek białko powinien pozyskiwać głównie z roślin strączkowych. Musiałam więc znaleźć sposób na to, jak przemycić produkty, których nie lubi jeść solo, a które jeść powinien. I tak wpadłam na pomysł zup-kremów. Wcześniej ich nie robiłam, więc musiałam spróbować, czy taka konsystencja w ogóle przypadnie dziecku do gustu. Pierwszy krem był pomidorowy (syn uwielbia pomidorówkę, dlatego chciałam pozostać na początek w jego preferencjach smakowych) z dynią, soczewicą i ziołami prowansalskimi. Zrobiłam też grzankę z razowca, żeby jeszcze bardziej uatrakcyjnić potrawę. Krem okazał się strzałem w dziesiątkę. Teraz robię je dosłownie ze wszystkiego.

Poniżej przedstawiam jeden z wieli prostych przepisów na krem, w którym przemycam ciecierzycę, soczewicę, szczypiorek i orzechy.
Pamiętajcie, że proporcje można pozmieniać, coś coś dodać od siebie, coś odjąć. Jeśli preferujecie rzadszy krem dodajcie mniej kaszy lub soczewicy, jeśli gęstszy więcej. Możecie dodać swoje ulubione przyprawy(tylko bez glutaminianu sodu!). Ja do kremów bardzo chętnie daje zioła prowansalskie, do większości bardzo pasuje mi ich smak. I kurkumę, najzdrowszą przyprawę świata. Najważniejsze, aby składniki były prawdziwie zdrowe. Ja użyłam warzyw ekologicznych i z upraw tradycyjnych(nie pryskanych chemią), ekologicznej pasty pomidorowej bez chemicznych dodatków takich jak np. kwasek cytrynowy, przypraw bez glutaminianu sodu.
Pamiętajcie, że niektóre dodatki do żywności mają kilka nazw i jeszcze kod E, producenci stosują je wymiennie, co wprowadza konsumentów w błąd. Przeważnie chcąc ukryć nieciekawie brzmiącą nazwę, zamieniają ją na tą bardziej przyjazną lub po prostu wpisują kod E, bo tych praktycznie nikt nie zna a ludzie już przyzwyczaili się, że zawsze jest jakieś E na produkcie. Dokładne informacje na temat dodatków znajdziecie na głównej stronie bloga w zakładce "Dodatki do żywności", a objaśnienie kodów E w zakładce "Kody E".
I jeszcze jedno! Kiedyś dawno temu używałam w kuchni "wegety", "magii" i kostek rosołowych. Wszyscy ich używali i co najgorsze nadal ich używają. Reklamy ukazywały je jako rewelacyjne przyprawy, idealne do każdej potrawy, które sprawiają, że potrawa jest pyszna a smak pełny.
Na początku używałam ich bezmyślnie. Powoli zaczął męczyć mnie ten nieciekawy skład. Sprawdziłam co kryje się za tymi obco brzmiącymi nazwami  i tego samego dnia wszystkie wylądowały z hukiem w koszu. Z perspektywy czasu sama się sobie dziwię, że ich używałam. Na szczęście zapaliła mi się lampka. Jednak nadal te szkodliwe przyprawy są w prawie każdym domu. Bo szybko, bo łatwo, bo tanio. No bo przecież wystarczy wrzucić taką kostkę, dodać magii i rosół gotowy. Nie trzeba kroić ziół, kupować kilku rodzajów przypraw. Tylko, że jest to szalenie niezdrowe a ten rosół wcale nie ma prawdziwego smaku.
Odkąd pożegnałam te chemikalia zaczęłam szukać nowych smaków w ziołach i przyprawach, których wcześniej nigdy nie używałam. Dzisiejsze warzywa mają niestety dość słaby aromat, gdyż są traktowane chemikaliami, aby urosły szybko i były duże(bo wiadomo, im szybciej urosną i będą  większe to rolnik-przedsiębiorca więcej i szybciej zarobi), więc nauczyłam się doprawiać je ziołami i przyprawami.
Jednak dopiero gdy zaczęłam kupować ekologiczne warzywa poczułam smaki mojego dzieciństwa. Jarzyny uprawiane w sposób naturalny, czyli taki jaki był kiedyś, są pełne smaku. Czasami na prawdę niewiele trzeba dodać do potrawy, aby była bardzo smaczna i wyrazista. Czasami nie dodaje na prawdę nic. Jak np. do buraczków na ciepło. Wcześniej dwoiłam się i troiłam, aby wydobyć jakikolwiek smak z buraków uprawianych na skalę przemysłową.
Zauważyłam nawet, że odkąd odstawiłam kilka lat temu te sztuczne przyprawy, to wyostrzył mi się smak. Jedzenie, które teraz gotuje jest nie tylko zdrowe ale także nieskończenie smaczne.
Pomyślicie pewnie, że skoro jest takie smaczne to pewnie teraz więcej jem? I tu Was zaskoczę! Jem mniej! Szybciej czuję, że jestem syta i moje porcje choć zawsze były małe, teraz są jeszcze mniejsze. A dlaczego się tak dzieje? Bo leptyna działa we mnie bez zakłóceń. Leptyna, czyli hormon odpowiedzialny za odczuwanie sytości. Dziwisz się, że gotujesz zupę ze zdrowych składników, po której powinieneś być syty a jesteś głodny i zjadasz dwa talerze? Bo dodajesz do niej przyprawy z glutaminianem sodu, która zakłóca wewnętrzne funkcjonowanie organizmu. 
Dlatego nie chudniesz! Bo prawdziwa, zdrowa zupa nie ma w sobie ani kropli chemii. I na nic zda się to, że wybierzesz zdrowe warzywa i kasze, jeśli zakropisz to potem maggi lub wrzucisz kostkę rosołową.
Glutaminian sodu to temat rzeka, dlatego więcej napiszę w osobnym tekście.



SKŁAD:

Ciecierzyca suszona 250 g lub 1,5 szklanki  (nie z puszki)
Soczewica suszona 200 g lub szklanka  (nie z puszki)
Cebula 3 sztuki
Marchewka 3 sztuki
Pietruszka 1 sztuka
Seler 1 mały lub pół dużego
Por 1 sztuka
Czosnek 1 mała główka lub pół dużej (nie chiński)
Szczypiorek 1 pęczek
Pasta pomidorowa   (bez kwasku cytrynowego)
Kasza jęczmienna 100 g lub pół szklanki
Amarantus 100 g lub pół szklaki
Orzechy(orzechy włoskie, orzechy nerkowca, migdały) 1 garść (bez dwutlenku siarki)
Słonecznik suszony 1 garść (bez dwutlenku siarki)
Natka pietruszki 1 pęczek
Zioła prowansalskie 2 łyżki (bez glutaminianu sodu)
Kurkuma 1 łyżeczka (bez glutaminianu sodu)
Sól do smaku (najlepiej himalajska)
Pieprz do smaku (najlepszy prosto zmielony)
Oliwa 3-4 łyżki (można, ale nie trzeba)













































Suszona ciecierzycę moczymy w wodzie przed około 12 godzin. Ja wrzucam do szklanej miski (gdzie mogę używam szklanych bądź ceramicznych naczyń, które są najbezpieczniejsze, ale o tym napiszę przy innej okazji) i zalewam zimną wodą na noc. Gotuję kolejnego dnia, więc przeważnie moczy się troszkę dłużej. Wszystko zależy o której godzinie przyrządzam potrawę. Pamiętajcie, że ciecierzyca nasiąknie i zwiększy swoją objętość, dlatego wybierzcie większe naczynie i nalejcie więcej wody, tak żeby przykryła cieciorkę i była jeszcze troszkę ponad nią. Rośliny strączkowe moczymy, aby je zmiękczyć i wypłukać z nich szkodliwe substancje (na ten temat pojawi się osobny wpis). Dlatego po namoczeniu wylewamy wodę.
Gotujemy wodę w dużym garnku. Bez soli! Dodajemy cieciorkę. Gotujemy do miękkości ok. 1 godziny.
W między czasie myjemy i kroimy warzywa. Im będą mniejsze, tym szybciej się ugotują. Nie muszą być idealnie równo pokrojone, bo i tak na koniec będziemy je miksować.







Do ciecierzycy dorzucamy resztę warzyw, czyli marchewkę, pietruszkę, selera, cebulę, czosnek i pora.


Warzywa strączkowe trzeba przed ugotowaniem krócej lub dłużej namoczyć. Wyjątek stanowi czerwona soczewica, dlatego bardzo często używam jej w kuchni. Sprawdza się idealnie jako zamiennik, gdy zapomnę namoczyć cieciorkę czy fasolę. Soczewicę wystarczy przepłukać i wrzucić do reszty warzyw.

Dodajemy pastę pomidorową lub w sezonie świeże pomidory.

Dodajemy sól, pieprz, przyprawy i natkę pietruszki. Natkę często wrzucam na koniec do miksowania, aby zachować jak najwięcej jej wartości odżywczych. Gotujemy do miękkości ok. 15-20 min.

Dodajemy orzechy i słonecznik.

Gdy zupa troszkę ostygnie miksujemy ją blenderem lub w mikserze z kielichem. Można zmiksować też ciepłą, jednak pod wpływem ciepła tępią się ostrza.

Jeśli jest potrzeba doprawiamy solą i pieprzem. Czasami dodaję oliwy ekologicznej, jednak raczej robię bez.

Krem podaje przeważnie z grzankami z chleba żytniego. Czasami z orkiszowego. Zależy jaki akurat mam w domu. Grzanki robię w piekarniku, przeważnie bez dodatków. Czasem pokropię je przed wsadzeniem do piekarnika oliwą i posypie solą, pieprzem i tymiankiem, oregano lub ziołami prowansalskimi. Zdarza się, że w ogóle nie wrzucam chleba do piekarnika i podaję krem ze świeżym pieczywem. Nie raz jem też sam. Grzanki lub świeże pieczywo są najatrakcyjniejszą częścią zupy dla mojego syna, więc on dostaje je zawsze.



Gdy serwuję krem dla gości, prócz grzanek dodaję na wierzch kręconego pieprzu, świeże listki ziół i troszkę oliwy.

Kremy są genialne do przemycania wszystkiego, czego dziecko nie lubi a jeść powinno. Ja w ten sposób przemycam wszelkie orzechy, pestki, niektóre kasze (nie każdy rodzaj kasz są lubiane), wszystkie rodzaje warzyw, za którymi nie przepada (np. dynię, szczypiorek, brokuła), rośliny strączkowe i inne. Do kremów przeważnie dodaję także kurkumę, gdyż jest najcenniejszą przyprawą świata i ma tyle zbawiennych właściwości, że powstanie na ten temat osobny wpis.
Jeśli dziecko nie będzie chciało od razu zaakceptować gęstej konsystencji zupy jest na to prosty sposób. Zacznijcie od rzadkich kremów, przyzwyczajajcie pociechy do coraz gęstszej konsystencji. Moje dziecko od razu zasmakowało w gęstych zupach-kremach, ale już z koktajlami nie było tak prosto. Napiszę o tym w przepisie na koktajl oraz we wpisie o moich sposobach i trikach na przemycanie dziecku wartości odżywczych.


CHEMICZNE DODATKI, JAKIE MOŻECIE ZNALEŹĆ W POWYŻSZYCH RODZAJACH PRODUKTÓW, UŻYTYCH DO WYKONANIA KREMU (ja oczywiście użyłam półproduktów bez tych niezdrowych dodatków). 
WYBIERAJCIE PRODUKTY BEZ PONIŻSZYCH:
1. Orzechy i nasiona
- Dwutlenku siarki [powstaje przy spalaniu siarki(E 220)]
- Kwas sorbowy [kwas sorbinowy (E 200)]
2. Pasty i przeciery pomidorowe 
- Kwas cytrynowy [często zawiera glutaminian sodu (E 330)]
- Skrobia modyfikowana [skrobia utleniona, syntetyczna (E 1404)]
3. Chleb na grzanki
- Aromat
- Cukier
- Gips
- Fosforany wapnia ( E 341)
- Hydroksypropylometyloceluloza (E 464)
- Octan cynku (E 650)
- Kwas askrobiowy [witamia C (E 300)]
- Mono- i diglicerydy kwasów tłuszczowych (E 471)
- Mono- i diglicerydy kwasów tłuszczowych estryfikowane kwaswm mono- i diacetylowinowym (E472 e)
- Lecytyna [może pochodzić z soi GM (E 322)]
- Propionian wapnia (E 282)
- Sorbinian potasu (E 202)
- Węglan wapnia (E 170)
4. Przyprawy 
- Glutaminian sodu [glutaminian monosodowy, sól sodowa kwasu glutaminowego, MSG, może pochodzić z roślin GM (E 621)]
5. Sól kuchenna (warzona)
- żelazocyyjanek potasu (E 536)

MOJE RADY:
- Nauczcie dzieci jeść kremy i przemycajcie w nich wszystkie cenne warzywa, kasze, orzechy, nasiona i inne, których dziecko nie lubi, a jest bardzo cenne dla jego zdrowego rozwoju.
- Kupujcie warzywa ekologiczne lub z tradycyjnych upraw. Takie warzywa nie są pryskane chemicznymi nawozami mającymi przyspieszyć ich wzrost, ochronić przed szkodnikami itp. Pamiętacie z dzieciństwa warzywa zabrudzone ziemią? Ja takie kupuję. Są zdrowe, niepryskane sztucznymi nawozami, nie czyszczone kolejnymi chemicznymi środkami, aby były czyściutkie i pięknie wyglądały w sklepie. Nie są też sztucznie przerośnięte. Czy jako dzieci widzieliście, aby seler był wielkości melona? Warzywa traktowane chemią są nienaturalnie wielkie, pozbawione smaku a na dodatek niezdrowe. Spróbujcie warzyw ekologicznych a przypomni Wam się smak dzieciństwa. Bo one nie tylko są na prawdę zdrowe, ale mają jeszcze wspaniały, naturalny smak.
- Do grzanek wybierajcie tylko zdrowy chleb, najlepiej na zakwasie a nie drożdżach, żytni, orkiszowy, żytnio-gryczany. Radzę unikać chlebów pszennych, nawet tych robionych z naturalnych składników (dlaczego należy unikać pszenicy napiszę w osobnym wpisie, bo to obszerniejszy temat). Kupujcie pieczywo u sprawdzonych piekarzy lub pieczcie go sami w domu
- Wybierajcie sól himalajską lub kamienną (nieważoną).
- Wybierajcie przyprawy jednoskładnikowe, mieszanki przeważnie zawierają bardzo szkodliwy glutaminiam sodu. Choć oczywiście nie wszystkie. Zioła prowansalskie kupuję be dodatków, ale już curry ciężko takie dostać. Dlatego kupuję osobno kurkumę, kolendrę, imbir, chilli, pieprz, cynamon, goździki, gałkę muszkatołową, kardamon i kminek a czosnek daję zawsze świeży, nigdy z torebki.
I nigdy, ale to nigdy nie dodawajcie do czegokolwiek tak powszechnie używanych przypraw jak "wegeta", "maggi" i wszelakich kostek rosołowych, warzywnych, wieprzowych i innych wynalazków! Są to mieszanki chemii i soli, pełne glutaminianu sodu i innych szkodliwych substancji. 
100% NIEZDROWE, CHEMICZNE I SZKODLIWE!

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Instagram @zdrowe_jedzenie_bez_chemii

Archiwum bloga

Popularne posty