Content

0 komentarze

Nie jesz mięsa? Jedz pieczone ziemniaki!





























Wpis już niebawem :-)
13 komentarze

Ten krem czekoladowy możesz jeść każdego dnia.

Zawsze kochałam czekoladę, czekoladki, batoniki i wszystko co jest  niej zrobione. Każdy ma jakąś jedzeniową słabość, moją zawsze była i jest czekolada.
Kiedyś bardzo rzadko zdarzał się dzień, kiedy nie zjadłam czekoladki, batonika, nie wyjadałam łyżką kupnego kremu czekoladowego ze słoika. Jadłam je często, więc znałam dokładnie ich smak, który w niektórych produktach zaczął się zmieniać, na gorszy oczywiście. Po jednych z moich ukochanych czekoladek zawsze bolał mnie brzuch a ich smak stał się sztuczny, zamieniłam je więc innymi.
Nie umiałam przestać ich jeść, choć wiedziałam, że do zdrowych nie należą. Aż do momentu, kiedy tak naprawdę zaczęłam interesować się zdrowym jedzeniem, szukać informacji o kolejnych substancjach występujących w moich ukochanych produktach. I to był dla mnie kubeł zimnej wody. 
Z dnia na dzień przestałam jeść wszelkie batony, batoniki, czekoladki i czekolady. Wyjątkiem są gorzkie czekolady z dobrym składem, ale jem je teraz od czasu do czasu. Najlepsze są te z 70-90% kakao, cukrem trzcinowym, prawdziwą wanilią. Na szczęście można takie kupić i to w całkiem dobrej cenie.
Wiele miesięcy po tym jak przestałam jeść sklepowe wyroby czekoladowe (a raczej czekoladopodobne, bo z czekoladą to one nic wspólnego nie mają) spróbowałam z ciekawości batonika. Syn przyniósł go do domu z urodzin szkolnego kolegi (moje dziecko nie jada takich produktów, nie dlatego że mu nie pozwalam, ale od dziecka lubił tylko gorzką czekoladę, która dostawał od babci).
Ugryzłam i od razu, gdy poczułam ten chemiczny smak wyplułam go do kosza.
Smak najbardziej znanego kremu czekoladowego świata ja i syn nadal lubimy. Jego skład choć nie jest tragiczny, to mógłby być lepszy. Szukałam zdrowszych zamienników w eko sklepach, ale mojemu dziecku nie podchodził ich smak. Najlepszy w składzie i smaku okazał się BIO krem czekoladowo-orzechowy z Rossmanna. Jednak chciałam jeszcze coś zdrowszego. Dlatego postanowiłam zrobić go sama.
Nie mam jednego stałego przepisu, zawsze coś zmieniam, coś dodam, coś ujmę. Ważne, że zawsze jest równie zdrowy.
Dziś zaproponuję Wam jedną z wielu moich propozycji. Krem jest pyszny, idealnie zastępuje czekoladę, a jest na prawdę bardzo odżywczy i zdrowy.























SKŁADNIKI:

Awokado 1 sztuka
Banan 1 sztuka
Sok z cytryny 1 łyżeczka
Miód 3-4 łyżki
Gorzkie kakao 2 łyżki
Cynamon 1 łyżeczka
Kardamon 1/4 łyżeczki
Imbir 1/4 łyżeczki























Ilości składników podaję orientacyjnie. Jeśli lubicie słodsze kremy, dodajcie więcej miodu. Jeśli wyjątkowo odpowiada Wam smak jednej z przypraw, dodajcie jej więcej. Jeśli nie lubicie jakiegoś składnika, nie dodawajcie go lub zastąpcie innym.






















Jeśli nie macie dostępu do BIO owoców wybierzcie e zwykłe. Ja jeśli tylko mogę kupuję BIO. Banany i cytryny w Lidlu (są w eko części na dziale owocowo-warzywnym) a awokado w eko sklepie.
Awokado, banana  cytrynę porządnie myjemy w ciepłej wodzie. Jeśli cytryna nie jest BIO musi zostać sparzona wrzątkiem.























Rozkrawamy awokado na pół. Wyciągamy pestkę. 















































Łyżeczką wyciągamy miąższ i przekładamy go do miseczki. Dojrzałe awokado ma brązową skórkę i jest bardzo miękkie. Bez problemu wsadzicie do niego palec. Takie wybierajcie. A jeśli kupicie zielone dojrzeje w kilka dni w domu. Dojrzewanie można przyspieszyć. Wkładami awokado razem z bananem do papierowej torebki. Banany wydzielają gazy, które powodują szybsze dojrzewanie awokado.

Odkąd zrezygnowałam z chemicznych przypraw jak wegeta czy magi, zaczęłam używać wielu przypraw i ziół, których wcześniej nigdy nie stosowałam lub nawet nie wiedziałam o ich istnieniu. Ich niesamowity smak potrafi całkowicie zmienić jedno danie w zupełni inne. 

























Blenderem miksuję awokado z bananem.
























Dodaje miód, sok z cytryny, gorzkie kakao, cynamon, imbir i kardamon. Miksuję wszystko na jednolita masę.



Krem przechowuję zawsze w szklanym słoiczku w lodówce nie dłużej jak 4-5 dni.




























Krem polecam solo oraz jako dodatek do pieczywa, owsianych
ciasteczek, jako nadzienie do orkiszowych drożdżówek czy tarty.


CHEMICZNE DODATKI JAKIE MOŻECIE SPOTKAĆ W PÓŁPRODUKTACH DO WYKONANIA KREMU:
1. Przyprawy
- Glutaminian  sodu [glutaminian monosodowy, sól sodowa kwasu gutaminowego, MSG, może pochodzić z roślin GM (E621)]
2. Miód 
- Woda (głównie w miodach z poza UE, miód rozcieńczany wodą jest bardzo rzadki)
- cukier
3. Owoce
Owoce, jeśli nie są ekologiczne, zostały polane sporą dawka chemicznych substancji konserwujących, bakteriobójczych, hamujących a potem przyspieszających ich dojrzewanie.



MOJE RADY:
- Wybierajcie ciemne gorzkie kakao bez jakichkolwiek dodatków.
- W miarę możliwości kupujcie eko owoce. Banany, awokado i cytryny przebywają długą drogę, zanim dotrą do sklepu, dlatego obficie pryskane środkami chemicznymi, które mają powstrzymać ich dojrzewanie i psucie, a gdy już dotrą na miejsce kolejnymi, które mają spowodować, aby dojrzały. Jeśli zakupicie owoce nieekologiczne, pamiętajcie, aby bardzo dokładnie umyć je w ciepłej wodzie a cytrynę sparzyć. Nie dotykajcie wnętrza owoców rękami, którymi przed chwilą dotykaliście brudnych skórek, gdyż przeniesiecie toksyny ze skórki na owoc i w konsekwencji je zjecie. Z zawsze po myciu owoców myje ręce mydłem.
- Kupujcie prawdziwy. Jeśli kupujecie go w zwykłym sklepie, wybierzcie ten wyprodukowany i pochodzący w Polsce lub w krajach UE. Nie kupujcie miodu, który ma oznaczenie "spoza krajów UE", bo to chińska podróbka. Porównajcie taki miód z tym z polskiej pasieki, a zobaczycie różnicę. Różnica jest spora, zarówno w wyglądzie, konsystencji, smaku jak i wartościach, jakie daje naszemu organizmowi. Najlepiej znajdźcie miód w okolicznej pasiece. Pszczelarze coraz częściej mają swoje sklepy online, gdzie możecie kupić je z pierwszej ręki taniej niż w eko sklepach. Prawdziwy miód można kupić też na targu czy w zwykłym sklepie. Czytajcie tylko etykiety, aby wybrać ten właściwy.
Prawdziwy miód jest gęsty, nie leje się jak woda.
Każdy prawdziwy miód po pewnym czasie ulega krystalizacji. Mniej więcej po 3-4 miesiącach. Zatem jeśli miód ma na etykiecie datę rozlewu z przez pół roku, a nadal jest płynny, nie kupujcie go, jest oszukany.
W miodach z Chin czy Indii nie raz znajdowano groźne substancje jak np. ołów, antybiotyki, preparaty zapobiegające rozwojowi bakterii zakazane w krajach UE. Takie miody mają też obce pyłki, które mogą uczulać.
Polski, prawdziwy miód jest droższy, ale daje nam 100% smaku i zdrowia. Ceny są różne, w zależności od pasieki i rodzaju miodu. Zawsze najbardziej opłaca się kupić duży 1100 gramowy słoik. Osobiście miód kupuję na krakowskim Targu Pietruszkowym lub od znajomego pszczelarza. Za taki duży słoik płacę 30-55 zł, w zależności od rodzaju miodu. Małe słoiczki (takie standardowe jak w sklepie) kosztują 15-25 zł.



1 komentarze

Koktajlowa bomba witaminowa.






























Jak sięgnę pamięcią w zasadzie nigdy nie przepadałam za sklepowymi jogurtami. Zrezygnowałam z nich już wiele lat temu, tak więc dużo wcześniej, nim tak na prawdę zajęłam się szukaniem informacji o tym co jem, co jest w sklepowych  produktach, co kryje się za obcobrzmiącymi nazwami i kodami E.
Jogurty były dla mnie stanowczo za słodkie. Nie bardzo wiedziałam co robi w nich guma gumar czy żelatyna wieprzowa i na samą myśl o tych składnikach robiło mi się niedobrze. Wyobrażałam sobie jakąś chemiczną gumę i kawałki zmielonych kości wieprza.  Przez jakiś czas wybierałam jeszcze te ze skrobią modyfikowaną, która jakoś przyjaźniej brzmiała. Przyjaźniej wtedy bo teraz już wiem "czym to się je". 
Były za słodkie, po prostu niedobre, więc przestałam je kupować. 
Postawiłam na jogurt naturalny lub kefir z owocami lu z musli.
Synkowi kupowałam jogurciki dla dzieci, tak je wychwalali w reklamie. Syn bardzo je lubił, a ja byłam zadowolona, bo myślałam, że daje mu to co najlepsze. Oj bardzo się wtedy myliłam.
Kiedy coraz bardziej zajęłam się szukaniem prawdy o współczesnym jedzeniu, przyszła kolej na przyjrzenie się składowi jogurcików syna.
A tam na jednym z pierwszych miejsc cukier, czyli jest go w produkcie bardzo dużo. A co gorsza zaraz obok syrop glukozowo-fruktozowy. Żeby tego było mało, skrobia modyfikowana, aromaty, barwiki, sztuczna wapń i sztuczna witamina D. A gdzie owoce? 
Jedno jest pewne, taki jogurt prawidłowo nie odżywi dziecka a da mu zastrzyk niezdrowego, tuczącego, sztucznie pobudzającego, uzależniającego cukru i syropu.
Wtedy postanowiłam robić w domu koktajle. Wiadomo, łatwiej jest kupić gotowca w sklepie, ściągnąć wieczko i zjeść lub dać dziecku. Jednak ja stawiam przede wszystkim na zdrowie, nie idę na łatwiznę. Każdy ma jakieś priorytety. Moim jest zdrowie moje, mojego dziecka i mojej rodziny. Bo to co zjemy wróci do nas. Jeśli jemy prawdziwie zdrowo wróci do nas w postaci zdrowia, energii, zapału, pomysłowości, szybkiego zapamiętywania, kreatywnego myślenia, pięknej cery, zdrowych paznokci i innych. Jeśli jemy niezdrowo w postaci choroby, braku sił, braku pomysłowości, trudności w nauce, nadpobudliwości u dzieci, kłopotów ze snem lub wiecznego zmęczenia, wyprysków na twarzy, cery pozbawionej blasku, dodatkowych kilogramów i innych. Bo jesteśmy tym o jemy.
Tak więc zaczęłam robić koktajle. Moje dziecko przyzwyczajone do sklepowych, gładziutkich jogurtów czy serków dla dzieci, początkowo niechętnie odniosło się do koktajli. Syn chętnie wypijał tylko truskawkowe, które zawsze robiłam w sezonie. Nie chciałam go jednak ograniczać do jednego smaku i powoli dodawałam po troszkę innych owoców, bananów, pomarańczy, malin, gruszek, winogron, śliwek, pomelo i innych. Robiłam to stopniowo, syn przyzwyczajał się do nowych smaków i grudek, które także początkowo były problematyczne po super gładkich sklepowych jogurtach. Z czasem zaczęłam dorzucać orzechy, pestki, słonecznik, otręby, płatki orkiszowe, wiórki kokosowe, siemię lniane, sezam, rodzynki, kakao a także przyprawy takie jak cynamon, kardamon, imbir, gałkę muszkatołową, wanilię, kurkumę. Tym sposobem syn pije wszystkie możliwe koktajle, poznał smaki przypraw. Możliwości na zrobienie koktajlu jest strasznie dużo.
Koktajle robię na bazie kefiru lub jogurtu naturalnego lub ich mieszanki. Oczywiście bez jakichkolwiek chemicznych, niezdrowych dodatków.
Koktajle są idealne, aby przemycić dziecku produkty, za którymi nie przepada, a są bardzo zdrowe i dobrze by było żeby znalazły się w jego menu. Ja w ten sposób przemycam orzechy, otręby, banany, rodzynki i wszystko czego solo syn nie zje. To jest u nas dość zabawna sytuacja. Syn nie zje samego banana, bo ma odruch wymiotny, ale w koktajlu bez przeszkód go wypija. Cały czas twierdzi, że nie lubi bananów. Jednak, gdy robi ze mną koktajle, sam wrzuca do miksera banany i inne produkty, których nie lubi, miksuje i wypija, kwitując, że był pyszny.
Do dzieci trzeba podejść z ogromna cierpliwością i pomysłowością, również jeśli chodzi o jedzenie. Po nitce do kłębka.
Nie mam czasu na codzienne robienie koktajli, ale chcę aby syn każdego dnia je pił. Robię więc większą ilość na 3 dni. Koktajl bez najmniejszego problemu utrzymuje się w lodówce przez ten czas. Przechowuje go w szczelnie zamkniętych szklanych butelkach. Wykorzystuje duże butelki z szeroką górą, które zostają mi po eko pastach pomidorowych.  Ale można tez przechować w  zwykłym słoiku. Wążne, by nie w plastiku. Zauważyłam, że w plastikowych pojemnikach koktajl trzyma się krócej i przybiera chemiczny posmak.

Składniki:

Kefir lub jogurt naturalny 1 l
Banan 1-3 sztuki
Pomarańcze 3 sztuki
Truskawki 300-400 g
Migdały płatki lub całe 1 garść
Wiórki kokosowe 2-3 łyżki
Rodzynki 1 garść
Sezam 2-3 łyżki
Pestki słonecznika 1 garść
Siemię lniane 1 garść
Otręby żytnie 1 garść
Cynamon 1 łyżka
Kardamon 1/2 łyżeczki
Imbir 1/2 łyżeczki
Gałka muszkatołowa 1/2 łyżeczki
Miód lub nierafinowany cukier trzcinowy (niekoniecznie) 1-3 łyżki











































Koktajle robię w dużym mikserze kielichowym, mieszczącym 1,5 litra.
Wrzucam do środka wszystkie składniki i miksuję. Początkowo miksuję wszystko bez miodu (cukru trzcinowego). Jeśli koktajl jest wystarczająco słodki nie dodaję miodu czy cukru. 
Ni przyzwyczajam syna do bardzo słodkich koktajlów. Tak samo robię też z herbatą. 

CHEMICZNE DODATKI, JAKIE MOŻECIE ZNALEŹĆ W SKLEPOWYCH JOGURTACH.
WYBIERAJCIE PRODUKTY BEZ PONIŻSZYCH:
1. Syrop glukozowo-fruktozowy
2. Guma guar (E 412)
3. Skrobia modyfikowana 9E 1404)
4. Aspartam (E 951)
5. Koncentrat
6. Aromat
7. Barwnik
8. Cukier (sacharoza)
9. Karagen (E 407)
10. Karmina ( kwas karminowy, koszenila - E 120)
11. Kwas cytrynowy (E 330)
12. Cytrynian sodu (E 331)

MOJE RADY:
- Nie kupujcie gotowych jogurtów smakowych. Wybierzcie kefir lub jogurt naturalny i zróbcie sami owocowy koktajl. Próbujcie łączyć różne składniki.
- Czytajcie etykiety kefiru i jogurtu naturalnego, bo większość ma w składzie chemiczne dodatki. 
- Jeśli chcecie jeść koktajle każdego dnia, ale nie macie czasu na codzienne miksowanie, róbcie zapas na trzy dni. Ja tak robię. Gotowy przelewam do szklanych butelek. W plastikach niestety szybciej się psują i nabierają "plastikowego" posmaku.
- Jeśli po zmiksowaniu koktajl jest dla Was za mało słodki dodajcie miodu lub nierafinowanego brązowego cukru.
- Dokładnie myjcie owoce w ciepłej wodzie, cytrusy parzcie (tych ekologicznych nie trzeba), winogrona i jabłka obierajcie ze skórek (ich skórka bardzo chłonie chemię, którą są pryskane, nie trzeba obierać tych BIO).

9 komentarze

Moje cotygodniowe zdrowe zakupy.

Mieszkam na obrzeżach Krakowa, jednego z największych polskich miast. Dlatego też, kiedy postanowiłam przeprowadzić rewolucje w mojej kuchni miałam pewne obawy. No bo skąd ja niby wezmę zdrową wieprzowinę, piersi z kurczaka, sery, ryby, wędliny czy warzywa? A keczup, bez którego życia nie widzi mój syn? A chleb? Przecież ja nie ma czasu na codzienne pieczenie chleba. Ogarnęła mnie "lekka" panika. Nie to, żeby mi się nie chciało, ale ja nadzwyczaj w świecie nie mam czasu na wykonywanie tych wszystkich produktów od podstaw. Jestem osobą bardzooo aktywną zawodowo i mamą kilkulatka, co zabiera już praktycznie cały mój czas.
Na szczęście jestem też osobą konsekwentną i bardzo zorganizowaną, dlatego szybko opracowałam "plan działania" na nowe żywieniowe okoliczności.
Poszukiwania usprawnił internet, gdzie znalazłam informację o Targu Pietruszkowym, który wówczas co sobotę między 8:00 a 13:00 działał w Krakowie na ul. Kalwaryjskiej. Na początku miałam pewne obiekcje. Trzeba będzie w sobotę wcześnie wstać i specjalnie jechać ta to targowisko. Jak wspomniałam wyżej nie mieszkam w Krakowie. Ale skoro chcę prowadzić prawdziwie zdrowa kuchnię trzeba pojechać. Pojechałam i nie żałuję. Od tej pory jestem tam co tydzień a minęło już wiele miesięcy.
Na Targu Pietruszkowym jest ogromny wybór warzyw, owoców, pieczywa, przetworów, serów, mięsa, wędlin, ryb, miodów, soków. Są domowe ręcznie robione pierogi z nadzieniem w wielu smakach, są tradycyjne domowe ciasta. 
Ja zawsze wracam obładowana siatami. Zapasy robię na cały tydzień. 
Gdy ktoś przyjedzie na Targ po raz pierwszy pewnie powie, że jest drogo. Owszem, są produkty droższe niż w zwykłym sklepie, ale są i takie, które są w tych samych cenach, a zdarzyło się, że kupiłam coś taniej. Ale ja i ludzie, którzy tam kupują wiemy, że warto. Wolę wydać więcej na jedzenie a być zdrową i mieć zdrowe dziecko. Wolę wydać więcej na jedzenie a nie wydawać na lekarstwa. Wolę kupić mniej i jeść zwykłe porcje, a nie naładować koszyk po brzegi w markecie chemiczną, tanią imitacją jedzenia, która utuczy mnie, moja rodzinę i zniszczy nasze zdrowie. Wolę kupić mniej i zjeść na kolację najzwyklejszą kromkę z rzodkiewka czy jajecznicę ze szczypiorkiem, a nie nakupować napompowanej chemią mrożonej pizzy, chemicznych dżemów, pełnych pestycydów i innych chemikaliów warzyw i owoców z masowych upraw.
Wiem też, że jeśli pójdziesz na taki targ to na niego będziesz wracał już zawsze. Wiem to ze swojego doświadczenia. I ja tam wracam i wracają osoby, które poszły ze mną tam tak tylko się rozejrzeć.

Pamiętam jak po pierwszej wizycie na Targu zrobiłam synkowi buraczki na ciepło. Bardzo je lubi, ale zawsze miałam problem jak je doprawić, aby miały jakikolwiek smak. Buraki z masowych upraw czy z marketu są sztucznie nawożone i nie maja kompletnie smaku. Dodawałam więc masełka i cukru. I zawsze się zastanawiałam czemu nie można zjeść po po prostu samych buraczków na ciepło. Przecież te z mojego dzieciństwa były takie smaczne i nie potrzebowały datków.
Własnie takie są ekologiczne buraki lub te z tradycyjnych upraw, gdzie nie stosuje się chemii. Są pyszne same w sobie, słodkie, po prostu wspaniałe. Od tej pory buraki na ciepło robię bez jakichkolwiek dodatków. 
I tak jest ze wszystkim na tym Targu Pietruszkowym, bo wszystkie produkty są pozbawione chemicznych dodatków. Uprawia, hoduje i wytwarza się je tak, jak za czasów mojego dzieciństwa i wcześniej. Są pyszne tak jak kiedyś. Mają smak i aromat.

Na Targu znajdziecie tylko i wyłącznie certyfikowana żywność ekologiczną i tradycyjną. Produkty pochodzą od lokalnych rolników, hodowców czy wytwórców, którzy sami sprzedają swoje produkty.
Jedynym wyjątkiem są cytrusy, awokado i pomidory z Włoch, które w sezonie zimowym pojawiały się na Targu. Jednak również pochodziły z upraw ekologicznych a sprzedawali je sami plantatorzy.

Wiem, że wiele osób powie lub pomyśli, że pewnie to jakaś ściema, że pewnie sprzedają tam marchewkę jak w markecie, bo nikt tego nie sprawdza. Nad Targiem czuwa Stowarzyszenie Podgórze.pl, które nie tylko koordynuje całe wydarzenie, ale także zleca dodatkowe badania laboratoryjne sprzedawanych na Targu produktów. Próbki pobierają bez zapowiedzi. Badania maja na celu sprawdzanie, czy aby w produktach nie pojawiły się chemiczne dodatki.
Targ jest też ciągle sprawdzany przez różne organizacje i urzędy, więc możecie być pewni, że to co tam kupujecie jest na prawdę zdrowe i naturalne.

Na Targu wszystko jest zawsze świeże. Kupuję tam wszystkie warzywa i owce. Nie znajdziecie tam polskich pomidorów czy truskawek w grudniu, bo po prostu wtedy nie rosną. Wszystko odbywa się tam zgodnie z porami roku. 
Teraz można tam dostać marchew, pietruszkę, selera, ziemniaki, pora, cebulę, buraki, czosnek, ogórki i kapustę kiszoną, jabłka. Pojawiła się już rzodkiewka, młoda cebulka, szczypiorek, sałata, natka pietruszki, koperek, rukola i inna zieleninka. Co tydzień czegoś przybywa. 
Warzywa takie jak marchew, buraki czy pietruszka są całe w ziemi, nie znajdziecie tam wymytych jak w markecie jarzyn.

Jeśli szukacie prawdziwego tradycyjnego chleba na zakwasie koniecznie odwiedźcie Trag. Mój ulubiony to ciemny, okrągły, żytni pieczony w piecu kamiennym. Do niego nic więcej nie potrzeba. Mój syn wcina go solo jako przekąskę. 
Pieczywo jest bez sztucznych dodatków. Żytnie, orkiszowe, gryczano-żytnie i inne. Wszystkie świeżutkie, smaczne i pachnące.


Na Targu kupuję też ekologiczną wołowinę. Ja osobiście nie jem czerwonego mięsa, gdyż wiele lat temu po prostu przestało mi smakować. Kupuję je dla rodziny. Udziec lub mielone. Udziec jest tak chudy, że nie ma w zasadzie co odkroić,  a jeśli już odkroję mikro tłuszczyk to trafia do rosołu. 
Mielone także jest bardzo chude. 
Mi ogólnie czerwone mięso śmierdzi. Zastanawiał się długo czemu tak jest. Przecież zawsze kupowałam świeże mięso "najlepszej" jakości. Teraz wiem, że to "najlepsze" mięso w sklepie jest tak samo sztuczne jak to tańsze. Pochodzi z masowej hodowli, gdzie zwierzęta są traktowane w niehumanitarny sposób. Żyją w ścisku, bez światła, powietrza, bez trawy. Karmione są chemiczna paszą. Faszerowane substancjami przyspieszającymi ich wzrost, antybiotykami. Mięso z takich hodowli, czyli ze zwykłego sklepu nie jest zdrowe, jest chemiczne i sztuczne. Na pewno nie dam nam zdrowia a jeszcze zaszkodzi. Napiszę o tym osobny tekst, bo temat jest dość rozległy.
Odkąd kupuję ekologiczne mięso, hodowane w sposób naturalny i karmione naturalnie, bez przyspieszaczy wzrostu, bez antybiotyków i innych chemikaliów, mięso mi nie śmierdzi! Na prawdę. Gdy gotuje mięso dla dziecka, jego zapach nie odrzuca mnie od garnka. Mięso wygląda inaczej i inaczej smakuje, co potwierdza moje dziecko i rodzina. Ja jak pisałam nie jem czerwonego mięsa, więc mogę ocenić tylko zapach, wygląd czy kolor.
Czasem kupię na Targu kurczaka, choć generalnie wole osobno kupić piersi i osobno np. porcje rosołową na rosół w sklepie ekologicznym. Na Targu niestety nie można nabyć porcjowanego kurczaka, jedynie w całości. Drób na Targu oczywiście też jest hodowany tradycyjnie, bez przyspieszaczy wzrostu i antybiotyków.
I oczywiście smak ekologicznego drobiu jest odczuwalnie lepszy od tego z masowej hodowli. A rosół..., no cóż, tu jest różnica jak między niebem a ziemią.

Odkąd kupuję ryby na Targu w końcu wiem jak powinny na prawdę smakować. Ostatnia Wigilia nie obyła się bez karpia z Targu. Ja i rodzina jak nie przepadaliśmy za tą rybą, tak miniona Wigilia minęła pod znakiem karpia, bo wszyscy się nim zajadali.
Zawsze lubiłam wędzonego pstrąga, teraz wręcz go uwielbiam.


Wędliny również są obłędne. Szynka krucha i aromatyczna jak za czasów mojego dzieciństwa. Kiełbasy z mięsa a nie miksów mięsopodobnych.


Sery również tam kupuję. Ekologiczny oscypek krowi jest nawet tańszy niż marketowa podróbka. Walory smakowe a także skład oczywiście rewelacyjne.
Ku mojej uciesze serów jest co raz więcej. Są i kozie i krowie.
W miniona sobotę kupiłam ser biały, był dzień wcześniej robiony a jego smak to miszczostwo świata.


Jeśli szukacie prawdziwego polskiego miodu także polecam. Jest gęsty i pyszny. Spadziowy, lipowy, nawłociowy, gryczany, wrzosowy, wielokwiatowy...póki się pszczelarzom nie skończy są wszystkie odmiany. Na targu pszczelarze się wymieniają, więc można skosztować miodów z różnych pasiek.

Nie miałam gdzie kupować dżemów a bardzo je lubię. Te sklepowe pozostawiają wiele do życzenia. Teraz kupuje je również na targu i są wspaniałe. Nie psują się po kilku dniach w lodówce nie śmierdzą chemią. Może w tym roku sama je zrobię. Jeśli tylko uda znaleźć mi się czas na pewno tak będzie.

Pierogi generalnie robię w domu z mąki orkiszowej jasnej. Mój syn uwielbia ruskie.  Kiedyś nawet zmieszałam ciemną mąkę żytnią z jasna orkiszową i wyszły bardzo smaczne. Jednak jest to pracochłonne danie i nie ma co ukrywać że nie zawsze mam na nie czas. Kupuję je czasem na Targu. Są ręcznie robione w sposób tradycyjny bez "wegety" i polepszaczy. Jedynym minusem jest mąka pszenna, ale myślę, że od czasu do czasu nie zaszkodzi.

Odkąd zaczęłam kupować eko jajka znów jem jajecznicę, bo ma ten sam smak co w dzieciństwie :-) Ekologiczne jajka kupowałam już wcześniej, można je też nabyć w marketach. Na Targu kupicie je prosto od hodowcy.



Czasem kupuję też olej który na bieżąco jest tłoczony na Targu.

Mąkę orkiszową jasną i ciemną i żytni makaron także tam nabywam. 

Wiem jak cenny jest sok z malin, porzeczek czy aronii. Niestety nie miałam ich gdzie kupować, bo te sklepowe to w najlepszym razie mieszanka soku i chemikaliów(czasem to prawie sama chemia). A na Targu kupie naturalne, pyszne soki. Np sok z malin działa przeciwkaszlowo. Daję synowi zamiast syropów z apteki i pomaga. Przy okazji nie ładuje w niego kolejnej dawki niebezpiecznej chemii, która jest ukryta w "syropkach dla dzieci".  

Na Targu kupuję też wiele innych produktów które są akurat dostępne o danej porze roku. Obecnie racząc się pyszną chrupiącą rzodkiewką i sałatą czekam na kolejne pyszne dary natury. Przed nami najobfitszy w smakołyki sezon i już zacieram na niego ręce.

Targ Pietruszkowy ku mojej uciesze rozrasta się z tygodnia na tydzień. Jest co raz więcej wystawców i co raz więcej kupujących.

Bardzo Wam polecam takie targi, gdyż kupujecie bezpośrednio od rolnika hodowcy czy wytwórcy. Dostaniecie tam pyszne świeże i naturalnie zdrowe produkty, które prawdziwie odżywią Was i wasze rodziny. Na zdrowiu na prawdę nie warto oszczędzać. To co jemy wpływa bezpośrednio na nasze zdrowie, sprawność fizyczną i intelektualną. Jedząc tak na prawdę zdrowo będziecie mieli więcej siły i energii, odzyskacie szczupłą sylwetkę i znów poczujecie smak, bo różnica w smaku jest ogromna. Przestaniecie chorować i wydawać horrendalne sumy na leki, które obciążają Wasz organizm koleją dawka chemii.

Wielu miastach są organizowane takie Targi. Na pewno są też w Warszawie, Gdańsku, Łodzi , Poznaniu, Wrocławiu. Informacji szukajcie w internecie, eko-bazarki mają swoje strony w sieci.

Mieszkańców Krakowa i okolic serdecznie zapraszam na Targ Pietruszkowy.

Lokalizacja Targu Pietruszkowego:
ul. Kalwaryjska przystanek Korona
Latem Targ działa na pl. Niepodległości i w podziemiach Korony, zimą tylko w podziemiach Korony.

Otwarty:
soboty 8-13:00
środy 15-19:00

Strona Targu Pietruszkowego:
http://targpietruszkowy.pl/


Na Targu Pietruszkowym kupuję bardzo dużo produktów, ale nie wszystkie. Resztę kupuję w sklepach ekologicznych i tych zwykłych gdzie na szczęście można jeszcze dostać różne perełki. 

Zawsze po Targu jadę do eko delikatesów na dalsze zakupy. Mam jedne ulubione krakowskie eko delikatesy Biovert. To dość spory sklep, ma duży wybór produktów i zawsze dużo świeżych warzyw i owoców. Kupuję tam warzywa takie jak pomidory, ogórki i inne, których normalnie nie ma w naszym kraju w okresie zimowym czy wiosennym. A także awokado. W Lidlu odkryłam bio banany, bio pomarańcze, bio cytryny, które są dużo tańsze niż w eko sklepach. Są pyszne i niczym niepryskane, sprowadzane z cieplejszych stron świata.  
W Lidlu jest też bio cebula, bio ziemniaki i bio jabłka, ale akrat te kupuję na Targu Pietruszkowym.  Widziałam też bio truskawki, ale nie kupowałam ich jeszcze. 
W bio delikatesach staram się kupować bakalie, choć w zwykłych sklepach można jeszcze znaleźć takie bez siarki i innych dodatków.
Pastę pomidorową również kupuję w eko sklepach lub Rossmannie, gdzie pojawił się eko kącik.
Mąki kupuję na eko targu, w eko sklepach lub w zwykłym sklepie. Jedynie mąkę z pszenicy kupuję w eko sklepach i tylko z prawdziwej pszenicy niemodyfikowanej: płaskurki i samopszy. W zwykłych sklepach jest tylko niezdrowa mąka z pszenicy jak to mówią "uszlachetnianej", co dokładnie znaczy genetycznie modyfikowanej!
Kasze kupuję w eko lub zwykłych sklepach. Ryż także. Choć skłaniam się kupować go tylko w eko, gdyż spora część ryżu na Świecie jest genetycznie modyfikowana.
Część nabiału kupuję na eko targu a część w Lidlu. Np. eko ser żółty, ser biały, jogurt naturalny w dużym kubeczku (tylko ten z pokrywką, bo ten drugi ma złe dodatki), masło - osełkę 83%.
Przyprawy kupuję głównie w internecie (są dużo tańsze a ja używam ich bardzo dużo) i w zwykłym sklepie. Ważne, aby nie miały żadnych dodatków.

Chciałam też zaznaczyć, że nawet w eko sklepach można natchnąć się na produkt z niezdrowymi substancjami w składzie, dlatego warto zapoznać się choć troszkę z tematyką i czytać etykiety.

Sukcesywnie, do zakładce "Polecane produkty" będę dodawała prawdziwie zdrowe produkty, których używam w swoim domu. Wszystkie ze sprawdzonym przeze mnie składem. Będą to produkty z eko targu, eko sklepów i zwykłych sklepów.

Więcej o zdrowych zakupach będę pisała w kolejnch wpisach..

0 komentarze

Krem warzywny z ciecierzycą i orzechami, czyli jak przemycić dziecku wartości odżywcze.

Kiedy pewnego dnia postanawiam odżywiać się zdrowo, tak prawdziwie zdrowo, musiałam zmienić co nieco w mojej kuchni. Zmodyfikować niektóre przepisy, opracować nowe, zapoznać się ze sposobem przyrządzania warzyw i kasz, których wcześniej nigdy nie używałam.
Jednak było to dla mnie całkowicie naturalne i bardzo przyjemne, a nowe smaki przyjęłam z ogromną radością. Zawsze uwielbiałam warzywa, kasze, orzechy a poznanie nowych było bardzo ekscytujące.
Niestety już z dziećmi takie rewolucje nie są takie proste. Trzeba wiele cierpliwości, wytrwałości i pomysłowości, aby zaakceptowały zmiany, jakie pojawiły się w domowej kuchni.
Mój syn na szczęście do owych zmian był bardzo przychylny. Na naszą korzyść zapewne zadziałał fakt, że zawsze żywiliśmy się zdrowo, tzn. zdrowo według panujących obecnie przekonań, bo z dzisiejszego puntu widzenia wiem, że to "zdrowo", które jest tak wałkowane w środkach masowego przekazu, dietach itp. wcale nie jest zdrowe. Ale o tym przy innej okazji.
Reasumując syn nie jadł nigdy parówek, tłustych mięs, serków topionych, kolorowych jogurtów(choć kiedyś kupowałam mu pewne jogurciki dla dzieci w przekonaniu, że są dla niego dobre, tak przecież mówiła reklama...jak bardzo byłam wtedy niemądra), smakowych płatków do mleka, wszelakich kolorowych napojów gazowanych i niegazowanych, chrupek, chipsów, smakowych orzeszków, cukierków, lizaków, lodów, żelek, pianek i innych wynalazków, jakie producenci podsuwają nam każdego dnia. Takich rzeczy u nas w domu nigdy nie było, bo jakoś intuicyjnie uważałam, że coś jest z takim jedzeniem nie tak. Moje dziecko na szczęście nigdy nie chciało też ich spróbować, choć nie raz był nimi częstowany w różnych domach. Nasze grzeszki były relatywnie niewielkie, np. biszkopty, krem czekoladowy, gorzka czekolada czy paluszki, czyli jak już teraz wiem mniejsze zło.
W domu, w którym jest dziecko, zmiany w kuchni będzie tym prościej wprowadzić, im dziecko jest bardziej otwarte na kulinarne nowości lub jeśli wcześniej miało wpajane zdrowe nawyki żywieniowe. Choć to "zdrowe" wcześniej nie było do końca takie, jak przy "prawdziwie zdrowym", to jednak takie dziecko jadało lepiej niż koledzy, w których domach temat "zdrowe" w ogóle nigdy nie był poruszany.
Nie wszystkie moje potrawy przypadły synowi go gustu, a na pewno nie od razu. Choćby gotowana ciecierzyca. Ja mogę jeść ją samą i ją wprost uwielbiam. Jednak syn jak dotąd obchodzi ją z daleka. Choć raz już prawie sam po nią sięgną, gdyż z daleka wyglądała jak kukurydza, a tą bardzo lubi. 
Jestem raczej ostrożna w używaniu mięsa w kuchni, sama jem tylko drób i to bardzo rzadko. Podaje je najwyżej 3-cztery razy w tygodniu, nie siedem jak jest przyjęte w wielu domach. Uważam, że za duża ilość mięsa nie działa dobrze na nasze zdrowie a człowiek białko powinien pozyskiwać głównie z roślin strączkowych. Musiałam więc znaleźć sposób na to, jak przemycić produkty, których nie lubi jeść solo, a które jeść powinien. I tak wpadłam na pomysł zup-kremów. Wcześniej ich nie robiłam, więc musiałam spróbować, czy taka konsystencja w ogóle przypadnie dziecku do gustu. Pierwszy krem był pomidorowy (syn uwielbia pomidorówkę, dlatego chciałam pozostać na początek w jego preferencjach smakowych) z dynią, soczewicą i ziołami prowansalskimi. Zrobiłam też grzankę z razowca, żeby jeszcze bardziej uatrakcyjnić potrawę. Krem okazał się strzałem w dziesiątkę. Teraz robię je dosłownie ze wszystkiego.

Poniżej przedstawiam jeden z wieli prostych przepisów na krem, w którym przemycam ciecierzycę, soczewicę, szczypiorek i orzechy.
Pamiętajcie, że proporcje można pozmieniać, coś coś dodać od siebie, coś odjąć. Jeśli preferujecie rzadszy krem dodajcie mniej kaszy lub soczewicy, jeśli gęstszy więcej. Możecie dodać swoje ulubione przyprawy(tylko bez glutaminianu sodu!). Ja do kremów bardzo chętnie daje zioła prowansalskie, do większości bardzo pasuje mi ich smak. I kurkumę, najzdrowszą przyprawę świata. Najważniejsze, aby składniki były prawdziwie zdrowe. Ja użyłam warzyw ekologicznych i z upraw tradycyjnych(nie pryskanych chemią), ekologicznej pasty pomidorowej bez chemicznych dodatków takich jak np. kwasek cytrynowy, przypraw bez glutaminianu sodu.
Pamiętajcie, że niektóre dodatki do żywności mają kilka nazw i jeszcze kod E, producenci stosują je wymiennie, co wprowadza konsumentów w błąd. Przeważnie chcąc ukryć nieciekawie brzmiącą nazwę, zamieniają ją na tą bardziej przyjazną lub po prostu wpisują kod E, bo tych praktycznie nikt nie zna a ludzie już przyzwyczaili się, że zawsze jest jakieś E na produkcie. Dokładne informacje na temat dodatków znajdziecie na głównej stronie bloga w zakładce "Dodatki do żywności", a objaśnienie kodów E w zakładce "Kody E".
I jeszcze jedno! Kiedyś dawno temu używałam w kuchni "wegety", "magii" i kostek rosołowych. Wszyscy ich używali i co najgorsze nadal ich używają. Reklamy ukazywały je jako rewelacyjne przyprawy, idealne do każdej potrawy, które sprawiają, że potrawa jest pyszna a smak pełny.
Na początku używałam ich bezmyślnie. Powoli zaczął męczyć mnie ten nieciekawy skład. Sprawdziłam co kryje się za tymi obco brzmiącymi nazwami  i tego samego dnia wszystkie wylądowały z hukiem w koszu. Z perspektywy czasu sama się sobie dziwię, że ich używałam. Na szczęście zapaliła mi się lampka. Jednak nadal te szkodliwe przyprawy są w prawie każdym domu. Bo szybko, bo łatwo, bo tanio. No bo przecież wystarczy wrzucić taką kostkę, dodać magii i rosół gotowy. Nie trzeba kroić ziół, kupować kilku rodzajów przypraw. Tylko, że jest to szalenie niezdrowe a ten rosół wcale nie ma prawdziwego smaku.
Odkąd pożegnałam te chemikalia zaczęłam szukać nowych smaków w ziołach i przyprawach, których wcześniej nigdy nie używałam. Dzisiejsze warzywa mają niestety dość słaby aromat, gdyż są traktowane chemikaliami, aby urosły szybko i były duże(bo wiadomo, im szybciej urosną i będą  większe to rolnik-przedsiębiorca więcej i szybciej zarobi), więc nauczyłam się doprawiać je ziołami i przyprawami.
Jednak dopiero gdy zaczęłam kupować ekologiczne warzywa poczułam smaki mojego dzieciństwa. Jarzyny uprawiane w sposób naturalny, czyli taki jaki był kiedyś, są pełne smaku. Czasami na prawdę niewiele trzeba dodać do potrawy, aby była bardzo smaczna i wyrazista. Czasami nie dodaje na prawdę nic. Jak np. do buraczków na ciepło. Wcześniej dwoiłam się i troiłam, aby wydobyć jakikolwiek smak z buraków uprawianych na skalę przemysłową.
Zauważyłam nawet, że odkąd odstawiłam kilka lat temu te sztuczne przyprawy, to wyostrzył mi się smak. Jedzenie, które teraz gotuje jest nie tylko zdrowe ale także nieskończenie smaczne.
Pomyślicie pewnie, że skoro jest takie smaczne to pewnie teraz więcej jem? I tu Was zaskoczę! Jem mniej! Szybciej czuję, że jestem syta i moje porcje choć zawsze były małe, teraz są jeszcze mniejsze. A dlaczego się tak dzieje? Bo leptyna działa we mnie bez zakłóceń. Leptyna, czyli hormon odpowiedzialny za odczuwanie sytości. Dziwisz się, że gotujesz zupę ze zdrowych składników, po której powinieneś być syty a jesteś głodny i zjadasz dwa talerze? Bo dodajesz do niej przyprawy z glutaminianem sodu, która zakłóca wewnętrzne funkcjonowanie organizmu. 
Dlatego nie chudniesz! Bo prawdziwa, zdrowa zupa nie ma w sobie ani kropli chemii. I na nic zda się to, że wybierzesz zdrowe warzywa i kasze, jeśli zakropisz to potem maggi lub wrzucisz kostkę rosołową.
Glutaminian sodu to temat rzeka, dlatego więcej napiszę w osobnym tekście.



SKŁAD:

Ciecierzyca suszona 250 g lub 1,5 szklanki  (nie z puszki)
Soczewica suszona 200 g lub szklanka  (nie z puszki)
Cebula 3 sztuki
Marchewka 3 sztuki
Pietruszka 1 sztuka
Seler 1 mały lub pół dużego
Por 1 sztuka
Czosnek 1 mała główka lub pół dużej (nie chiński)
Szczypiorek 1 pęczek
Pasta pomidorowa   (bez kwasku cytrynowego)
Kasza jęczmienna 100 g lub pół szklanki
Amarantus 100 g lub pół szklaki
Orzechy(orzechy włoskie, orzechy nerkowca, migdały) 1 garść (bez dwutlenku siarki)
Słonecznik suszony 1 garść (bez dwutlenku siarki)
Natka pietruszki 1 pęczek
Zioła prowansalskie 2 łyżki (bez glutaminianu sodu)
Kurkuma 1 łyżeczka (bez glutaminianu sodu)
Sól do smaku (najlepiej himalajska)
Pieprz do smaku (najlepszy prosto zmielony)
Oliwa 3-4 łyżki (można, ale nie trzeba)













































Suszona ciecierzycę moczymy w wodzie przed około 12 godzin. Ja wrzucam do szklanej miski (gdzie mogę używam szklanych bądź ceramicznych naczyń, które są najbezpieczniejsze, ale o tym napiszę przy innej okazji) i zalewam zimną wodą na noc. Gotuję kolejnego dnia, więc przeważnie moczy się troszkę dłużej. Wszystko zależy o której godzinie przyrządzam potrawę. Pamiętajcie, że ciecierzyca nasiąknie i zwiększy swoją objętość, dlatego wybierzcie większe naczynie i nalejcie więcej wody, tak żeby przykryła cieciorkę i była jeszcze troszkę ponad nią. Rośliny strączkowe moczymy, aby je zmiękczyć i wypłukać z nich szkodliwe substancje (na ten temat pojawi się osobny wpis). Dlatego po namoczeniu wylewamy wodę.
Gotujemy wodę w dużym garnku. Bez soli! Dodajemy cieciorkę. Gotujemy do miękkości ok. 1 godziny.
W między czasie myjemy i kroimy warzywa. Im będą mniejsze, tym szybciej się ugotują. Nie muszą być idealnie równo pokrojone, bo i tak na koniec będziemy je miksować.







Do ciecierzycy dorzucamy resztę warzyw, czyli marchewkę, pietruszkę, selera, cebulę, czosnek i pora.


Warzywa strączkowe trzeba przed ugotowaniem krócej lub dłużej namoczyć. Wyjątek stanowi czerwona soczewica, dlatego bardzo często używam jej w kuchni. Sprawdza się idealnie jako zamiennik, gdy zapomnę namoczyć cieciorkę czy fasolę. Soczewicę wystarczy przepłukać i wrzucić do reszty warzyw.

Dodajemy pastę pomidorową lub w sezonie świeże pomidory.

Dodajemy sól, pieprz, przyprawy i natkę pietruszki. Natkę często wrzucam na koniec do miksowania, aby zachować jak najwięcej jej wartości odżywczych. Gotujemy do miękkości ok. 15-20 min.

Dodajemy orzechy i słonecznik.

Gdy zupa troszkę ostygnie miksujemy ją blenderem lub w mikserze z kielichem. Można zmiksować też ciepłą, jednak pod wpływem ciepła tępią się ostrza.

Jeśli jest potrzeba doprawiamy solą i pieprzem. Czasami dodaję oliwy ekologicznej, jednak raczej robię bez.

Krem podaje przeważnie z grzankami z chleba żytniego. Czasami z orkiszowego. Zależy jaki akurat mam w domu. Grzanki robię w piekarniku, przeważnie bez dodatków. Czasem pokropię je przed wsadzeniem do piekarnika oliwą i posypie solą, pieprzem i tymiankiem, oregano lub ziołami prowansalskimi. Zdarza się, że w ogóle nie wrzucam chleba do piekarnika i podaję krem ze świeżym pieczywem. Nie raz jem też sam. Grzanki lub świeże pieczywo są najatrakcyjniejszą częścią zupy dla mojego syna, więc on dostaje je zawsze.



Gdy serwuję krem dla gości, prócz grzanek dodaję na wierzch kręconego pieprzu, świeże listki ziół i troszkę oliwy.

Kremy są genialne do przemycania wszystkiego, czego dziecko nie lubi a jeść powinno. Ja w ten sposób przemycam wszelkie orzechy, pestki, niektóre kasze (nie każdy rodzaj kasz są lubiane), wszystkie rodzaje warzyw, za którymi nie przepada (np. dynię, szczypiorek, brokuła), rośliny strączkowe i inne. Do kremów przeważnie dodaję także kurkumę, gdyż jest najcenniejszą przyprawą świata i ma tyle zbawiennych właściwości, że powstanie na ten temat osobny wpis.
Jeśli dziecko nie będzie chciało od razu zaakceptować gęstej konsystencji zupy jest na to prosty sposób. Zacznijcie od rzadkich kremów, przyzwyczajajcie pociechy do coraz gęstszej konsystencji. Moje dziecko od razu zasmakowało w gęstych zupach-kremach, ale już z koktajlami nie było tak prosto. Napiszę o tym w przepisie na koktajl oraz we wpisie o moich sposobach i trikach na przemycanie dziecku wartości odżywczych.


CHEMICZNE DODATKI, JAKIE MOŻECIE ZNALEŹĆ W POWYŻSZYCH RODZAJACH PRODUKTÓW, UŻYTYCH DO WYKONANIA KREMU (ja oczywiście użyłam półproduktów bez tych niezdrowych dodatków). 
WYBIERAJCIE PRODUKTY BEZ PONIŻSZYCH:
1. Orzechy i nasiona
- Dwutlenku siarki [powstaje przy spalaniu siarki(E 220)]
- Kwas sorbowy [kwas sorbinowy (E 200)]
2. Pasty i przeciery pomidorowe 
- Kwas cytrynowy [często zawiera glutaminian sodu (E 330)]
- Skrobia modyfikowana [skrobia utleniona, syntetyczna (E 1404)]
3. Chleb na grzanki
- Aromat
- Cukier
- Gips
- Fosforany wapnia ( E 341)
- Hydroksypropylometyloceluloza (E 464)
- Octan cynku (E 650)
- Kwas askrobiowy [witamia C (E 300)]
- Mono- i diglicerydy kwasów tłuszczowych (E 471)
- Mono- i diglicerydy kwasów tłuszczowych estryfikowane kwaswm mono- i diacetylowinowym (E472 e)
- Lecytyna [może pochodzić z soi GM (E 322)]
- Propionian wapnia (E 282)
- Sorbinian potasu (E 202)
- Węglan wapnia (E 170)
4. Przyprawy 
- Glutaminian sodu [glutaminian monosodowy, sól sodowa kwasu glutaminowego, MSG, może pochodzić z roślin GM (E 621)]
5. Sól kuchenna (warzona)
- żelazocyyjanek potasu (E 536)

MOJE RADY:
- Nauczcie dzieci jeść kremy i przemycajcie w nich wszystkie cenne warzywa, kasze, orzechy, nasiona i inne, których dziecko nie lubi, a jest bardzo cenne dla jego zdrowego rozwoju.
- Kupujcie warzywa ekologiczne lub z tradycyjnych upraw. Takie warzywa nie są pryskane chemicznymi nawozami mającymi przyspieszyć ich wzrost, ochronić przed szkodnikami itp. Pamiętacie z dzieciństwa warzywa zabrudzone ziemią? Ja takie kupuję. Są zdrowe, niepryskane sztucznymi nawozami, nie czyszczone kolejnymi chemicznymi środkami, aby były czyściutkie i pięknie wyglądały w sklepie. Nie są też sztucznie przerośnięte. Czy jako dzieci widzieliście, aby seler był wielkości melona? Warzywa traktowane chemią są nienaturalnie wielkie, pozbawione smaku a na dodatek niezdrowe. Spróbujcie warzyw ekologicznych a przypomni Wam się smak dzieciństwa. Bo one nie tylko są na prawdę zdrowe, ale mają jeszcze wspaniały, naturalny smak.
- Do grzanek wybierajcie tylko zdrowy chleb, najlepiej na zakwasie a nie drożdżach, żytni, orkiszowy, żytnio-gryczany. Radzę unikać chlebów pszennych, nawet tych robionych z naturalnych składników (dlaczego należy unikać pszenicy napiszę w osobnym wpisie, bo to obszerniejszy temat). Kupujcie pieczywo u sprawdzonych piekarzy lub pieczcie go sami w domu
- Wybierajcie sól himalajską lub kamienną (nieważoną).
- Wybierajcie przyprawy jednoskładnikowe, mieszanki przeważnie zawierają bardzo szkodliwy glutaminiam sodu. Choć oczywiście nie wszystkie. Zioła prowansalskie kupuję be dodatków, ale już curry ciężko takie dostać. Dlatego kupuję osobno kurkumę, kolendrę, imbir, chilli, pieprz, cynamon, goździki, gałkę muszkatołową, kardamon i kminek a czosnek daję zawsze świeży, nigdy z torebki.
I nigdy, ale to nigdy nie dodawajcie do czegokolwiek tak powszechnie używanych przypraw jak "wegeta", "maggi" i wszelakich kostek rosołowych, warzywnych, wieprzowych i innych wynalazków! Są to mieszanki chemii i soli, pełne glutaminianu sodu i innych szkodliwych substancji. 
100% NIEZDROWE, CHEMICZNE I SZKODLIWE!

Instagram @zdrowe_jedzenie_bez_chemii

Archiwum bloga

Popularne posty